BOGDAN COFALIK - SZTANGISTA, KAPŁAN, MISJONARZ !
Nieprzypadkowo, materiał ten ukazuje się właśnie w „Boże Ciało”. Jest on bowiem poświęcony osobie wspaniałego człowieka, byłego ciężarowca, kapłana i misjonarza, który sportową karierę poświęcił „służbie” u Wszechmocnego. BOGDAN COFALIK, bo o nim właśnie mowa, jest jednym z siedmiorga rodzeństwa, ma 3 siostry (Lidia, Weronika, Monika) i 3 braci (Marian, Hilary, Andrzej). Urodzony 17.07.1959r był, podobnie jak jego bracia... ciężarowcem, zdobył nawet kilka tytułów, głównie wśród juniorów i młodzików Śląska oraz na zawodach rangi MP federacji „Kolejarz”. Początkowo trenował w "Górniku" Łaziska, później w "Kolejarzu" Gliwice. Na pomoście występował najczęściej w kategorii koguciej (56 kg), piórkowej (60 kg) i lekkiej (67,5 kg). Miał wielki talent, podobno największy z całej czwórki Cofalików, porzucił jednak pomost i marzenia o światowych sukcesach na rzecz stanu duchownego i pracy misjonarskiej. W 1979r wstąpił do Zakonu św. Rodziny w Kazimierzu Biskupim koło Konina, gdzie w 1987r przyjął święcenia kapłańskie. Wkrótce potem został wikarym w Szczytnej koło Kłodzka a w październiku 1989r wyjechał na misję wśród Papuasów na Nową Gwineę. W miejscowościach, w których prowadzi misje… zakłada kluby kulturystyczne, siłownie, trenuje też papuaską młodzież, która pod jego kierunkiem zdobywa medale na papuaskich pomostach. Ten materiał to w zasadzie wywiad-rzeka, jakiego udzielił on naszej witrynie… piękny, mądry, czasem wręcz wzruszający, okraszony unikalnymi fotkami ze sportowego i misyjnego życia Ojca Bogdana…
WYWIAD
1) Korzystając z pobytu Ojca w Polsce i rodzinnych Palowicach, chciałbym zadać kilka pytań związanych zarówno z ciężarową przeszłością... Bogdana Cofalika, jak i obecną... Ojca Bogdana ! Niewielu sportowców zdecydowało się na... służbę Bogu i duszpasterstwo misyjne, jak to było w przypadku Ojca ?
Chcialem się podzielić wypracowana sila i technika z innymi, zeby nie zakopywac nabytego doświadczenia, ktore mialem okazje przyswoic sobie przez prawie 6 lat treningu. Chcialem pokazac innym, ze i "ciezarowca" stac na cos takiego, nie tylko na indywidualnosc. Mimo, iz doswiadczenie chcialo wmowic ze to sport dla indywidualistow. Wolne chwile wykorzystywalem na czytaniu ksiazek, zapoznawalem sie z zyciorysami ludzi o szerokim sercu takich jak: Ojciec Bejzym, Ojciec Damian, ktorzy swoje zycie poswiecili dla drugich nie zwazajac na trudnosci osobiste. Obaj zmarli na trad oddajac siebie innym. Ci faceci wywarli na mnie niesamowite pietno. mowie sobie… skoro to nie bajka, ani tez pobozne zyczonko to… ja tez sprobuje isc ich sladami. Moze moglby ktos skorzystac z mojego doświadczenia… "faceta mocnego". Ja na razie nie mialem ku temu odpowiednich warunkow, a wrecz przeciwnie, mialem pewne blokady i wciąż jakies przystanki, z ktorych ciezko bylo wyskoczyc. Ludzie o szerokim sercu, poswiecajacy sie dla innych byli poczytywani w oczach drugich jako naiwniacy, mieczki, jako… ludzie slabi. Mimo takich obrazow, które rysowaly sie na codzien, postanowilem isc tropem wyznaczonym, ktore juz nie raz przemyśliwałem… na kolanach. Po prostu bylem uparciuchem. Postanowilem i koniec. Chcialem pokazac pozytywy "uparciucha", chciałem być po prostu jednym z bohaterow uprzednio czytanych książek.
2) Podjęcie takiej decyzji w wieku 20 lat z całą pewnością nie było łatwe, tym bardziej, że pod koniec lat 70-tych był Ojciec dobrze zapowiadającym się zawodnikiem...
Decyzja nie byla podjeta ot tak sobie… pochopnie też nie. Dorastalem do niej przez prawie 6 lat ciezkiego treningu, obozow, zrupowan i zawodow. Jak już zaznaczylem nie mialem cukierkowatych warunkow zycia. Ciezkie treningi, podczas których nieraz cwiczylem sam, aby nadrabiac zaleglosci rywali. Nie byl mi obcy slony smak potu, ktory wpychal sie du ust podczas trenigu. Postanowienie zobowiazywalo. Chcialem byc mocnym facetem, ktory moze swoją sila pomagac innym. Czas niestety nieublagalnie pedzil do przodu i sielankowy mlodzienczy czas dobiegal konca, trzeba bylo decydowac o zyciu doroslego faceta. Zblizyla sie matura i teraz… albo… albo. Dalsze droga w sporcie, bądź też zupełnie inny kierunek. Propozycja… AWF-u w Katowicach strasznie necily. Nawet podszepty zawsze zyczliwego mi trenera Pana Stanislawa Grzesika (zmarlego 15 lat temu, świec Panie nad jego dusza), trenera o wielkim talencie, ktory to zostal szkoleniowcem mlodych ciezarowcow w 1979 roku. Przychylnosc zawsze zyczliwego trenera sprzyjala. Jako tak zwany… zawodnik z klasa mistrzowska (280 kg w kategorii lekkiej) mialem mozliwosc dostania sie na studia bez egzaminow, jednakże zbyt glosne historyjki niepokornych a wrecz brutalnych odzywek studentow... po prostu zniechecaly. Cichy poszept na kolanach "przesladowal mnie" nieustanie. Dni pomaturalne to wprost pytanie o znak Wszechmocnego, co mam robic ? Co prawda bylem coraz silniejszy, zarówno na treningach, jak i na zawodach. Cały czas "szarpalem" się, oczekiwałem na wyrazny znak, ktorego nigdzie nie moglem dostrzec. Bylem w wielkim dylemacie, szczególnie po nieudanej próbie ataku na rekord Polski juniorow w rwaniu kategorii lekkiej (na zawodach memorialu Cherudzinskiego w Lodzi - 128,5 kg), niestety sztanga spadla mi za plecami. Przed ostateczna decyzja odejscia z areny sportowej, powiem nie wstydzac sie tego… przekleczalem cala noc ze lzami w oczach... zegnajac sie z ciezarami, a zarazem proszac o nieodbieranie mi tego tzw. daru, talentu. Przeczuwalem ze Wszechmocny nie zostawi mnie bez tego, co jest wazne w moim zyciu i... aby nie zapomnial, o tym ze ciezary sa dla mnie czyms wyjatkowym.
3) Pochodzi ksiądz z wyjątkowo usportowionej rodziny, dość powiedzieć, że z 7-ga rodzeństwa, wszyscy 3 bracia uprawiali z powodzeniem podnoszenie ciężarów: Marian, Hilary i Andrzej... dzisiaj ciężary dźwigają także najmłodsi przedstawiciele rodu Cofalików: Michał (ur.1991) i Marek (ur.1989) w Polonii Łaziskach... tradycje rodzinne kwitną...
Tradycje rodzinne kwitna, jak to widac po ostatnich zawodach, na których bylem obecny (w Laziskach), gdzie jednym z sedziow byl mlodszy brat Hilary a jego syn, moj bratanek... zdobyl mistrzostwo Slaska mlodzikow. Ciarki mnie przeszly po plecach jak zaproponowano mi wreczanie medali tym mlodym utalentowanym mlodziencom. Ciesze się, ze ciezary nie zaginely jeszcze w rodzie Cofalikow.
4) Kiedy Ojciec zaczął przygodę ze sztangą, w jakim klubie i pod okiem jakiego trenera ?
Moje przygoda ze sztanga zaczęła sie w 1974 roku w Gorniku Laziska pod okiem trenera Sylwestra Przybylskiego, gdzie po roku przeszlismy z bratem (Marianem) do KKS-u Kolejarz Gliwice (II liga krajowa). W Kolejarzu trenowaliśmy pod bacznym okiem trenera Stanislawa Grzesika.
5) Jakie były największe sukcesy sportowe Ojca i... czy pamięta ksiądz jeszcze swoje rekordy życiowe ?
Sukcesow na skale swiatowa, takich jakie odnosili moi bracia: Hilary, Andrzej czy choćby Marian... ja się nigdy nie doczekałem. Co prawda nie chcialem "odstawac " od nich i bigdy nie oszczedzalem sie na treningach, obozach czy zgrupowaniach. Moze zabraklo mi czasu, albo po prostu bylem zbyt slaby. Przypominajac sobie pewne sukcesiki to kilkukrotnie zdobywałem tytuł mistrza Slaska młodzików i juniorow. Juz jako "mlodzik" uczestniczyłem w Mistrzostwach Polski juniorow, zająłem… co prawda „tylko” IV miejsce, ale „posmakowałem” czolowke silnych i bardzo dobrze technicznie wytrenowanych kolegow. Kilka razy byłem też mistrzem Polski juniorow federacji „Kolejarz”. Bylem także powolany przez PZPC do kadry polskich juniorow... na mecz Polska NRD, jednakże oboz przygotowawczy, jak i same zawody przeszły mi koło nosa, gdyż nabawiłem się kontuzji kolana. Po rehabilitacji znow „wskakiwalem” w forme, chcac dogonic kolegow "po fachu". Treningi dwa razy na dzien były… "normalką", natomiast mój atak na rekord Polski juniorow w rwaniu kategorii lekkiej byl dowodem rosnacej wciąż formy. Klasa mistrzowska w wadze lekkiej (280 kg) byla zacheta do dalszej wspinaczki. Ale jak już wspomniałem czas biegł nieublaganie i trzeba bylo przerwac dalszą "wspinaczke" oraz... zejsc na "niziny".
6) W 1979r wstąpił Ojciec do zakonu, natomiast w 1989r wyjechał na misję do dalekiej Papui Nowej Gwinei, gdzie przebywa po dziś dzień... dlaczego akurat Papua ?
Jestem ksiedzem Zgromadzenia Misjonarzy Sw. Rodziny, jednym z glowniejszych celow Zgromadzenia sa misje zagraniczne. Po 7 latach studiow w Wyzszym Seminarium Misjonarzy Sw. Rodziny w Kazimierzu Biskupim k.Konina, ale jeszcze przed swieceniami kaplanskimi otrzymalismy propozycje wyjazdu na misje. Były trzy propozycje: Korea. Filipiny i Papua Nowa Gwinea. Ja po prostu wybralem najdluzsza nazwe kraju. Nie znalem go wcześniej, nie wiedzialem nawet gdzie się go szukać na mapie. Były jedynie jakieś zaslyszane opowiesci o… kraju bardzo niebezpiecznym i trudnym dla samych misjonarzy. Skoro juz jechac… to tam gdzie najtrudniej, tym bardziej ze jako byly ciezarowiec chcialem sie sprawdzic w tym, o czym zawsze marzyłem… chciałem pomagac ludziom swoja własna sila.
7) Z tego co wiem, w Papui powstało z inwencji Ojca kilka siłowni, z których następnie korzystają miejscowi, czy dochował się już Ojciec jakichś znanych, przynajmniej w Papui... ciężarowców ?
Juz po roku pobytu na wyspie "Rajskiego Ptaka" a tak własnie nazywana jest owa wyspa, urzadzilem mala silownie w mojej pierwszej parafii do ktorej wyslal mnie ksiadz biskup. Miejsce silowni to polowa domu parafialnego, ktora to byla i jest nadal miejscem spotkan modlitewnych oraz treningu. Sprzet robilem sam, chodząc wczesniej przez pare tygodni po roznych wysypiskach smieci. Felgi starych kol samochodowych spawalem i zalewalem cementem, obciazajac dodatkowo kamieniami zbieranymi w rzece. Nie zawsze ciezar plyt byl jednakowy. Mierzylem wszystko na "oko" i tak tez to potem wygladalo... na "oko". Oczywiscie nikt tym sie nie przejmowal. Chetnych przybywało praktycznie z dnia na dzien. Budowalem silownie za silownia, nie bylo już miejsca a... chetnych wciaz przybywalo. Niestety, nie moglem kontynuowac ukochanej dyscypliny sportu, gdyz sprzet po prostu pekal i kruszyl się… przy braku uwagi papuaskich "mocarzy". Nie bylo mnie stac, by pozwolic sobie na oryginalny sprzet, ktory widywalem co kilka dni na wystawie jednego z australijskich sklepów w miescie. Kieszen swiecila jednak pustkami, zarówno moja jak i parafian, nie bylo zatem najmniejszych szans by zakupić taki sprzet. Pamietam jak kiedys nie wytrzymałem pokusy i poprosilem kierownika tego sklepu z pieknym sprzetem ciezarowym by pozwolił mi… w sklepie… podzucic ów ciezar. Byl zaskoczony, nie wiedzial praktycznie o co chodzi, jak sie ustosunkować do mojej prosby, z pewnoscia nigdy wcześniej nikt go o coś podobnego nie prosił. Dziwnie sie usmiechal, ale pokiwal glowa i patrzyl na mnie jak na jakiegos dziwaka. Podszedlem do sztangi i zalozylem wszystkie „koła”, było tego… 110 kg. Miejsca w sklepie było niewiele, wrecz ciasno. Poruszałem sie trochę, pokrecilem glowa w prawo i lewo, rozruszalem barki, dwa okrazenia tulowiem i podszedlem spokojnie do sztangi. Po prawej stronie jakies pralki czy kuchenki... nie pamietam już dokladnie, po lewej telewizory i radia, za plecami kasa przy ktorej siedziala jakas Papuaska i patrzyla zdziwiona. Przede mna... szef sklepu obserwujący moje poczynania ze zmarszczonym czolem. Zarzucilem na proste na klate, odczekalem z dwie sekundy i wyrzucilem na krotkie nozyce . Zrzucajac asekurowalem klatą i udami. Sztange odlozylem spokojnie na miejsce, podziekowalem usmiechajac sie do szefa sklepu, w życiu nie widzialem bardziej zaskoczonego goscia. Podszedl do sztangi i chcial ruszyc z jednej strony, ruszyl z ledwoscia. Stanal z boku popatrzyl na mnie, to znow na sztange , podszedl drugi raz chcac podciagnac, niestety sztanga nawet nie drgnela. Dzwignalem reke na znak podziekowania i wyszedlem ze sklepu. Jeszcze kilka razy odwiedzalem ow sklep, aby sobie popatrzec na ten piekny nowy sprzet. Ile razy tam wchodzilem zawsze mnie prosil abym pokazal „to” raz jeszcze. Wolal wówczas wszystkich swoich pracownikow, ale… facet po prostu mnie peszyl, wstydzilem sie popisywac, bylo mi nawet troche glupio z tego powodu. Nigdy juz tego, w jego sklepie nie zrobilem. Po jakims czasie dowiedzialem sie, ze ktos kupil ten piękny sprzet a tym „kimś” byl jeden z policjantow w miescie. Nie mialem odwagi aby pojsc do niego… pocwiczyc. Pozniej slyszalem ze sie wyprowadzil z miasta i pojechał do innej prowincji zabierajac caly sprzet ze soba. Nie mialem juz nawet szansy pocwiczyc raz jeszcze na oryginalnym sprzęcie. Nasze silownie rozrastaly się jednak. Ksiadz biskup cieszyl się, ze zajmuje się mlodzieza , ktora wcześniej byla postrachem wiekszosci ludzi w wioskach. Robilem też coraz wiecej sprzetu. Spawalem w miescie (tam jest prad elektryczny, nie ma go z kolei w wioskach), zalewalem kolejne kola samochodowe. Odciagalem mlodych od bandyckich czynow, proponujac im wykorzystac sile w dobrym kierunku. Mielismy zawody, kulturystyczne i silowe, przed swietami Bozego Narodzenia i Wielkanocy. Nie moglem juz sobie pozwolic na podnoszenie ciezarow, sprzet nie byl bowiem taki być powinien. W wolnych chwilach, kiedy jest pora na tzw. sieste, miedzy 12 a 15, kiedy najmocniej swieci slonce, wiekszosc ludzi nie pracuje wtedy na polach, maja chwile wytchnienia…, dla mnie to jednak idealna pora bym sam mógł sobie cwiczyc, nie tracąc przy tym czasu, ktory jest przeznaczony na prace duszpasterska. Dlatego też treningi mamy zawsze miedzy 12 a 15 po poludniu. Jak na razie nie mam takiej potrzeby, by regenerowac sily w ciagu dnia, póki co… wystarcza mi nocny sen. Mamy 4 duze silownie z okolo 400 mlodymi ludzmi, ktorzy nie przestaja cwiczyc, a wrecz przeciwnie... pelni sil i werwy ciagle mnie mobilizuja do aktywnosci sportowej. Mielismy juz tez kilka sukcesikow na... arenie krajowej (papuaskiej). W kulturystyce zdobylismy juz nie jeden złoty medal, ja sam zalapalem sie nawet na „braz”, co bylo dla mnie wielkim zaskoczeniem i radoscia. W 2005r mialem propozycje utworzenia kadry ciezarowcow w naszej prowincji - Goroka, czego zresztą podjałem się z wielka przyjemnoscia. Wiedzialem dobrze, ze nie tylko cwiczenie sily i techniki zapewni nam dobry start, ale również cala tzw. "oprawa" tych zawodów musi byc tez... jako taka. Kombinowalem sprzet na zawody, spodenki, koszulki i buty. Pan Bog obdarował mnie kilkoma talentami, które na miejscu wykorzystywałem. Przeszywalem, zszywalem, wszywalem, robilem koszulki, dresy, aby moi zawodnicy wygladali „jako tako”. Niestety mielismy problemy z butami. Ja mialem tylko moje górskie "trapery", ktore chcialem... pozyczyc innym, niestety ich nogi miały o kilka numerów więcej niż moje. Jeden z zawodników miał… trampki i na zmiane z innymi w nich wystepował, ale po paru podejsciach... rozwalily sie. Ostatecznie buty pozyczalismy od jednego chlopaka ze stolicy, ktory nawiasem mówiąc… dal nam "bobu". Ogral wszystkich, ale zyczliwosia obsypal nas jak mało kto. Papuasi sa jednak wspaniali. Nie zwalniajac sie z obowiazkow podwojnego proboszcza i kapelana mlodziezy, miewalem oczywiście wizyty w wioskach, podczas których przygotowywałem kandydatow do chrztu swietego. Ogolnopapuaska olimpiada mlodych talentow wyszla man wspaniale. Na 7 przygotowanych do imprezy zawodników, 5 wywalczyło medale (1 zloty, 3 srebrne i 1 brazowy). Ja jako trener, selekcjoner i... zawodnik uplasowalem sie na… 2 miejscu otrzymując papuaskie srebro. Oczywiscie sam wynik byl smieszny, wyrwalem 85 i porzucilem 115kg (200 w dwuboju), ale samo przygotowanie do zawodow trwalo ledwie miesiac. Chlopak ktory byl w mojej wadze trenował w stolicy kraju na sprzecie profesjonalnym, do tego codziennie. Na koniec pozyczylem mu jeszcze lepszych wynikow. On natomiast byl nieco zdziwiony slyszac date moich urodzin, po zawodach mowie mu..., że w tym wieku, moglbym być Twoim ojcem a 46 lat to wiek, ktory nie zawsze już pozwala cwiczyc ciezary. Usmial się krecac z niedowierzaniem glowa, ze... sa jeszcze tacy zapalency. Patrzylem na to wszystko z jakas szczypta zazdrosci, choć wówczas, na tej olimpiadzie mielismy wreszcie możliwość treningu na profesjonalnym sprzęcie, który organizatorzy przywiezli ze stolicy samolotem. Pomyslalem sobie wówczas o… fachowcach, trenerach, specjalistach tej trudnej dziedziny sportu, gdzies tam za Oceanami, choćby w dalekiej Polsce.
8) Czy obowiązki kapłańskie pozwalają w ogóle księdzu uczestniczyć w ciężarowym życiu sportowym Papui ?
Obowiazki kaplana, zakonnika i misjonarza nie zawsze pozwalaja uczestniczyc w treningach, zawodach czy zgrupowaniach, na ktore to często jestem zapraszany. W miare moich mozliwosci staram sie aby i te sportowe zainteresowania byly jednym z moich duszpasterskich obowiazkow. Jestem proboszczem w dwoch parafiach, które mają jeszcze 4 filiie. Mam, na codzien do czynienia z tzw. trudna mlodzieza, ktora jest bardzo czesto zagubiona w swoim zyciu… na wyspie Rajskiego Ptaka. Nie zwalniam sie z moralnego obowiazku dopilnowania kazdego mlodego czlowieka z zakreconym zyciorysem. Mimo, iz nie zawsze wiatr wieje w moje plecy, staram się ustawic tych drugich tak by i ich wiatr pchal czasem do przodu. Po prostu lubie pomagac innym, bez względu to kto kim jest, jakiego wyznania, koloru skory, jezyka czy kultury. Ciesze się, kiedy inni sie ciesza, nie poddaje sie "mieczakom" tego swiata, takim jak np. marihuana, ktora tutaj w Papui daje mlodym ostro "popalic". Dzialam i bede dzialal ile sil starczy, tych fizycznych, psychicznych oraz duchowych. Szanuje i respektuje kazdego spotkanego na mojej drodze człowieka. Przez sport mozna dotrzec nawet tam gdzie niektore mosty sa już dawno zerwane. Ciesze się, ze moge misjonowac w taki właśnie sposób, tam gdzie juz myslalem ze nie bede mogl wogóle. Z pewnoscia to moje niegdyś „nocne kleczenie” ze... "spoconymi (od łez) oczami" nie było zapomniane przez wszechmocnego. Bardzo często i z wielką radoscia uczestnicze w sportowym życiu Papui Nowej Gwinei
9) Podarował Ojciec naszej witrynie własną książkę... "Migawki Misyjne (Papua Nowa Gwinea), która jest w zasadzie relacją księdza z jego pracy misyjnej w tym odległym zakątku świata, być może znajdzie ona nabywców także wśród naszych czytelników... gdzie powinni zgłaszać chęć zakupu zainteresowane osoby i... ile ta pozycja kosztuje ?
Spisalem kilka bardzo krotkich opowiesci z mojej dzialalnosci misyjnej, z 18 lat pracy na wyspie Rajskiego Ptaka. Nie jest to ksiazka dla teologow, specjalistow, czy znawcow filozofii. Pisana jest bardzo prostym językiem, takim jak jej autor. Nie lubie komplikowac życia sobie i innym. Sytuacje opisane w owej ksiazce mogą czasem smieszyć, jak ja sam zresztą, ale czasem tez są niezwykle powazne. Nie chce być cwaniaczkiem i falszywym bohaterem zycia, ktore szybko sie konczy, bo może zabraknać mi czasu na jego naprawe. Dlatego tez pokazuje zarówno moje porazki jak i te wszystkie malenkie sukcesiki. Rowniez samo zycie Papuasow nie zostało opisane w jakis skomplikowany sposób, ot zycie ludzi na dalekiej wyspie. Są prosci i szczerzy, ale powiem, że chcialbym byc jednym z nich. Owa ksiazke mozna nabyc w cenie 10 zł a rozprowadza ja Referat Misyjny Misjonarzy Św. Rodziny, ul. Kołłątaja 80/82; 05-402 Otwock 4. Zgromadzenie Misjonarzy Św. Rodziny
10) Czy ksiądz zna naszą witrynę... i jak mu się ona podoba ?
Od czasu do czasu, o ile mam w ogóle mozliwosc korzystania z łączy internetowych, z uwaga sledze wyniki, nowe nazwiska zawodnikow z „Polskiej Sztangi”. I o ile znow będę mial łącze telefoniczne, bedac w miescie (bardzo czesto mamy problemy z polaczeniami), bede zagladal i sledzil witryne „Polskiej Sztangi”. Korzystajac z takiej mozliwosci -elektronicznych wiadomosci, ciesze się… ze moge na wyciagniecie reki zobaczyc to wszystko, co dzieje się na pomoscie. Chcialem rowniez pogratulowac tych pieknych poukladanych wiesci, ktore rozweselaja serca "ciezarowcow" i nie tylko. Na koniec chcialem serdecznie podziękować za ten wywiad, ktory to przypomnial mi znow… historie mojej "wspinaczki" w kierunku Wszechmocnego. Chcialem w tym miejscu pozdrowic wszystkich znajomych, czy to z pomostu, czy poprzez rodzinne znajomości braci Cofalikow oraz zapewnic kazdego, ze… nadal pamietam o wszystkich… na kolanach.. ! Oczywiscie nie zapominam też i o tych, ktorych juz nie ma wsrod nas, zyjacych na ziemi. Zapewniam o swojej modlitwie… wszystkich ciezarowców, działaczy i trenerów, by Pan Bog mial nas wszystkich w swej opiece. Pamietam rowniez o tych, którym… "wiatr w oczy", o chorych, kontuzjowanych, podlamanych swoimi problemami i klopotami. Niech wam wszystkim Pan Bog blogoslawi, Szczesc Boze + Bogdan Cofalik MSF (Ciezarowiec -Misjonarz Sw. Rodziny)
Dziękuję serdecznie za rozmowę i życzę... wszelkiej pomyślności, zarówno na niwie duszpasterskiej, jak i trenerskiej. Szczęść Boże !!!
—————